Europa. W poszukiwaniu utraconego imperium
D. Engels: Na drodze do imperium, B. Lewis: Co się właściwie stało?
Pod koniec 2023 roku Niall Ferguson opublikował tekst, w którym porównał Stany Zjednoczone do republiki rzymskiej z czasów, gdy ta upadała, przekształcając się w Cesarstwo Rzymskie. USA mają szereg problemów – wynikających tak z sytuacji wewnętrznej, jak i powodowanych konfliktami zbrojnymi, w które uwikłane są (lub będą) poza swoimi granicami. Do tego dochodzi, coraz bardziej prawdopodobna, kolejna prezydentura Donalda Trumpa. Prezydentura, która, jak sugeruje Ferguson, może być końcem demokracji w USA, a początkiem jakiejś dyktatury – analogią ma tu być proces, jaki nastąpił w Rzymie po zamordowaniu Juliusza Cezara i doprowadził do dyktatury Oktawiana Augusta. Ale nie o Stanach Zjednoczonych będzie ten tekst, jako że rozważania Fergusona przypomniały mi o pewnej książce …
David Engels: Na drodze do imperium. Kryzys Unii Europejskiej i upadek republiki rzymskiej. Paralele historyczne
O ile nie brakuje rozmaitych biadoleń nad upadkiem Europy, to jeśli już przywoływane są jakieś historyczne odniesienia, zwykle wskazywany jest upadek Cesarstwa zachodniorzymskiego w V wieku. Ale David Engels szuka paraleli w tym samym okresie co wspomniany wcześniej Niall Ferguson, czyli w czasach gdy rzymska republika przeistoczyła się w cesarstwo. Porządek wywodu oparty jest na sondażu Eurobarometru z 2018 roku – badanie to poświęcone było wartościom, jakie wyznają Europejczycy, a badani odpowiadali, jak bardzo dana wartość ważna jest dla nich samych, jak i, wedle ich przekonania, jak ważna jest dla Unii Europejskiej jako takiej. Te wartości to: tolerancja, szacunek dla życia ludzkiego, równość, samorealizacja, religia, szacunek dla innych kultur, wolność jednostki, demokracja, praworządność, prawa człowieka, pokój i solidarność. Każdej z tych wartości autor przypatruje się w kontekście dzisiejszej Unii Europejskiej, jak i sytuacji późnej republiki rzymskiej, szukając podobieństw i różnic.
Niezależnie od wniosków, do jakich prowadzi wywód, samo to zestawienie i analiza ciekawe są same w sobie – oto okazuje się, że problemy, które bierzemy za bolączki naszych czasów, w przeszłości też występowały, były tak samo oczywiste i tak samo konfliktotwórcze jak obecnie. Te informacje podane osobno – wszak książek i innych publikacji na temat dawnego Rzymu nie brakuje – jakoś umykają uwadze, nie skłaniają do refleksji. Migracje, spadek dzietności, kryzys rodziny, upadek tradycyjnej religijności, iluzja demokracji, rosnący wpływ oligarchii i jeszcze kilka innych aspektów społecznego i państwowego funkcjonowania, które skłonni bylibyśmy brać za znak naszych czasów, to wszystko, w mniejszym lub większym nasileniu, już było – w czasach bardzo odległych i w zupełnie innej kulturze i cywilizacji…
Tu jednak naszła mnie refleksja, że czasy dawnego Rzymu to pewnie nie jedyny okres, w którym takie zjawiska zachodziły, podobne zestawienie dałoby się być może zrobić z innymi okresami w historii i z innymi imperiami, państwami czy cywilizacjami. A jeśli tak, to zapewne okazałoby się, że nie zawsze proces przemian przebiegał tak samo, a do tego inaczej się kończył – np. rozpadem czy popadnięciem w zależność od innych. W analizach można też skoncentrować się na innych czynnikach, jak czyni to np. Michael Hudson, który jako kryteria wpływające na bieg historii bierze stosunki własnościowe – i na tym gruncie również można wykazać rozmaite ciekawe paralele między starożytnością a dniem dzisiejszym. Na marginesie – skoro szukamy głębokich paraleli, wrócę na chwilę do wspomnianego wcześniej artykułu Fergusona i sytuacji w USA: czy Trump to taki współczesny Juliusz Cezar? – niezależny od oligarchii, człowiek z zewnątrz, spoza rządzących klik i układów... Dobra, wracam do tematu... Do powiedzianego wcześniej dodajmy jeszcze fakt, że w komparatystykach opieramy się na źródłach historycznych, które siłą rzeczy są niepełne, więc zdarzenia i procesy, do których się odwołujemy, podlegają interpretacjom, a te można dostosowywać do aktualnych potrzeb. I tu przypomniała mi się jeszcze jedna książka.
Bernard Lewis: Co się właściwie stało? O kontaktach Zachodu ze światem islamu
Między imperium rzymskim z czasów opisywanych przez Engelsa a dzisiejszą Europą można nie tylko szukać zbieżności, ale też pokazywać różnice. I taką różnicą może być istnienie zagrożenia zewnętrznego. Rzym, owszem, prowadził wojny, ale w zasadzie nie miał przeciwnika, który byłby w stanie poważnie zagrozić imperium, walki toczyły się na obrzeżach i nie zagrażały centrum. Pod tym względem sytuacja była stabilna – tak militarnie, jak i gospodarczo. Sytuacja Unii Europejskiej jest zasadniczo inna, mamy i konflikt zbrojny u granic, który zagraża całej Unii, jak i słabnącą gospodarkę, która nie wytrzymuje konkurencji ze strony USA i, przede wszystkim, Chin. I jeśli dla takiej sytuacji miałbym szukać historycznych paraleli, to byłby to schyłek Imperium Osmańskiego, opisywany przez Bernarda Lewisa we wzmiankowanej wyżej książce. Innym ewentualnym kandydatem mogłyby być Chiny z czasów wojen opiumowych.
Imperium Osmańskie miało swoje wewnętrzne problemy, ale to nie one były przyczyną degradacji. Przyczyną było pojawienie się zewnętrznej potęgi – szybko rozwijających się krajów europejskich, które w stosunkowo niedługim czasie wyprzedziły Osmanów gospodarczo i militarnie, a podłożem tego wybicia się Europy były szybkie przemiany społeczne i postęp naukowy, do których skostniała struktura Imperium Osmańskiego nie była w stanie się dostosować, mimo podejmowanych prób. Gdyby nie pojawienie się tej nowej siły, Turcy i ich sojusznicy pewnie kontynuowaliby podboje i umacniali swoją potęgę – pomimo wszelkich wewnętrznych problemów, wynikających choćby z rozległości terytorium i mnogości ludów, nad którymi panowali.
Zróbmy teraz myślowy eksperyment: oto mamy Unię Europejską taką, jaką jest obecnie, ze wszystkimi problemami wewnętrznymi, ale bez presji zewnętrznej: powiedzmy, że Rosja i Chiny kiedyś w przeszłości się rozpadły i obecnie są jednymi z wielu krajów rozwijających się, bez imperialnych ambicji i możliwości. Czy w takim układzie również mielibyśmy tak wiele głosów wieszczących upadek Unii, kres Europy i tym podobnych? (Pomijam tu oczywiście biadolenia na upadkiem obyczajów, bo te są obecne w każdym czasie.)
Przypuszczam, że sytuacja byłaby inna. Siła Unii i poszczególnych państw, które ją tworzą, nie byłaby pewnie jakoś szczególnie zagrożona, można by spokojnie kontynuować dotychczasową politykę i czerpać profity z wypracowanych wcześniej przewag. Oczywiście to nie znaczy, że te wewnętrzne problemy są zupełnie bez znaczenia – również są istotne, dokładają swój ciężar (czyli obecna sytuacja Europy jest nawet gorsza, niż to zarysowane jest w Na drodze do imperium), jednak przezwyciężenie tych problemów nie gwarantuje jakiejś diametralnej zmiany sytuacji, a tylko ją nieco poprawia – tak czy owak trzeba będzie zmierzyć się z zagrożeniami zewnętrznymi, o których David Engels nie wspomina. Staje się to istotne zwłaszcza w świetle rozważań kończących książkę, które dotyczą już stricte tego domniemanego, przyszłego europejskiego imperium.
Metodą na dojście do tego pożądanego stanu miałby być… powrót do konserwatywnych wartości i jakiś rodzaj autorytarnych rządów, dyktatury na wzór tej z Cesarstwa Rzymskiego, oczywiście zaadoptowanej do naszych realiów. I ta część książki wydaje mi się najsłabsza – ale nie ze względu na samą idę tej nowej konserwatywnej Europy, wizję nowej Unii, która zrezygnowała z progresywizmu i wróciła, w takiej czy innej formule, do dawnych wartości. Problemem jest pewna… naiwność tej wizji nowego porządku, który miałby być de facto starym porządkiem: ot wystarczy wrócić do wartości, które konstytuowały Europę w czasach jej największych wpływów, i po kłopocie. Jak to mówią: żeby było, tak jak było… Pomijając nawet fakt, że przecież siła niegdysiejszego europejskiego imperializmu brała się na ogół nie z jakichś szczytnych idei... Pycha, chciwość, zazdrość – te grzechy główne były tak samo istotnym elementem jak wartości, do których Engels chce wracać. Jest to podejście bardzo idealistyczne – tak samo jak idealistyczne są przecież hasła, pod którymi rządząca obecnie Unią centrolewica narzuca rozmaite gospodarcze rozwiązania, zwłaszcza te spod znaku Zielonego Ładu. Mówiąc Marksem, Engels… David Engels skupia się na nadbudowie, a zupełnie pomija bazę. Jeśli jednak spojrzymy choćby na protesty społeczne, które miały miejsce na przestrzeni ostatnich lat, to widać, że miały one przyczyny ekonomiczne, nie ideologiczne. Owszem, na tych niepokojach można budować kapitał polityczny, pytanie tylko, co potem...
A co europejscy konserwatyści mają do powiedzenia w kwestii najważniejszych wyzwań, jakie dziś przynosi np. rozwój technologii? Bo, obok nowych sojuszy politycznych, to właśnie przemiany technologiczne będą determinować, poprzez ich wpływ na gospodarkę, nowy układ sił między państwami i politycznymi blokami. Jaką wizję współzawodniczenia z Chinami ma europejska prawica? Czy w ogóle ma? Czy w ogóle jest coś takiego, jak europejski konserwatyzm, czy może są to rozmaite konserwatyzmy, właściwe poszczególnym krajom, często ze sobą rozbieżne?
Sztuczna inteligencja, energetyka, rolnictwo – jakie recepty na przyszłość ma tutaj europejski konserwatyzm? Różnie to pewnie wygląda w różnych krajach, u nas: „chce a boi się” w kwestii pierwszej, co i tak jest postępowe, bo w pozostałych sprawach zostaje już tylko „możliwość uprawy małych poletek”, jak to pożądaną przyszłość europejskiego rolnictwa widzą nasi konserwatyści – naprawdę wydaje im się, że rolnictwo za lat trzydzieści będzie wyglądać tak jak dziś. Osobny temat.
To przejście do dyktatury, przepowiadane przez Engelsa, miałoby być konsekwencją oporu społecznego i anarchizacji publicznego porządku, do których doprowadzą liberalne zmiany, wprowadzane przez centrolewicę. Miałoby to doprowadzić do zwrotu ku starym wartościom – w procesie rozciągniętym na kilka dekad. Tymczasem ta wizja Unii rządzonej autorytarnie realizuje się już teraz, na naszych oczach, tyle że wprowadzana jest odgórnie i planowo – i nie przez konserwatystów, ale przez rządzącą Wspólnotą centrolewicę. O ile w państwach tworzących Unię można jeszcze mówić o demokratycznym wyborze władzy i mniej lub bardziej realnym wpływie wyborców na decyzje rządzących, to w przypadku Komisji Europejskiej mamy już przecież rządy nieomal autorytarne, swoistą dyktaturę urzędników, których w zasadzie nie sposób rozliczyć za podejmowane przez nich decyzje. Jakiś wpływ na te decyzje mają jeszcze rządy krajowe, ale coraz bardziej widać tendencję do usamodzielniania się unijnych biurokratów. Postulowane zacieśnienie integracji, zniesienie weta i oddanie pod decyzje Komisji kolejnych kompetencji, właściwych dotychczas państwom narodowym, ten autorytaryzm jeszcze nasili i skonsoliduje. Nadchodzące wybory do Parlamentu Europejskiego, w których partie konserwatywne mają szansę zdobyć trochę więcej miejsc, niż to bywało dotychczas, pewnie i tak nie dadzą konserwatystom realnego wpływu na decyzje Komisji Europejskiej. Ale może to nowe rozdanie przynajmniej skłoni partie konserwatywne do współpracy między sobą, konsolidacji i wypracowania czegoś, co byłoby rzeczywistym konserwatyzmem europejskim, a nie tylko pejzażem rozdrobnionych narodowych poletek – konserwatyzmem, który przestałby wreszcie tęsknić za powrotem do przeszłości i praktyczne przemyślał wyzwania teraźniejszości i przyszłości.
Chociaż najbardziej prawdopodobny scenariusz wydaje mi się taki, że rzeczywiście nastąpi pewne przesunięcie kursu na prawo, wywołane coraz częstszymi protestami i niezadowoleniem mieszkańców Wspólnoty (tyle że przyczyny tych protestów są nie ideowe, lecz ekonomiczne), ale odbędzie się to nie przez jakieś radykalne zmiany, lecz poprzez drobne ustępstwa w najbardziej drażliwych kwestiach; być może nastąpi też przejęcie części działaczy prawicowych, którzy dadzą się skaptować do mainstreamu. Trochę się przypudruje i jeszcze jakiś czas będzie, jak było… Dyktatura – owszem, ale do imperium chyba nie tędy...
*
David Engels: Na drodze do imperium. Kryzys Unii Europejskiej i upadek republiki rzymskiej. Paralele historyczne. Przełożył Adam Peszke. Instytut Zachodni 2022
Bernard Lewis: Co się właściwie stało? O kontaktach Zachodu ze światem islamu. Przełożyła Jolanta Kozłowska. Wydawnictwo Akademickie DIALOG 2003